środa, 14 listopada 2012

Vina Jackson "Osiemdziesiąt dni żółtych"

Ostatnią przeczytaną moją książką, było "Pięćdziesiąt twarzy Greya". Jak pisałam już wcześniej nie została ona moją ulubioną powieścią. Z ciekawości sięgnęłam po jej odpowiednik. I muszę przyznać, że się nie rozczarowałam. Oczywiście zapewne ilu zwolenników, podobna będzie liczba i przeciwników. Ale to bardzo dobrze, gdyż każdy z nas jest inny, ma inny charakter i co innego go kręci. Gdyby wszystkim podobało się to samo na świecie byłoby koszmarnie nudno. A w demokratycznym systemie politycznym i społecznym każdy wybiera co chce.

 Ale wracając do książki porównywana jest ona z książką Eriki Leonard, więc i ja w swoich opiniach będę się odnosiła do tej powieści.

Może zacznijmy od narracji, która w tej książce na pewno nas zaskakuje, gdyż z jednej strony pisana jest z perspektywy Summer (głównej bohaterki) w pierwszej osobie, a w trzeciej osobie z perspektywy oczywiście głównego bohatera, czyli Dominika. Uważam ten zabieg, za wspaniały pomysł, gdyż możemy spojrzeć na tą samą historię z dwóch różnych perspektyw. Dzięki temu, że Summer opowiada w pierwszej osobie, staje się mimo wszystko bohaterką ważniejszą, a Dominik znajduje się krok za nią, ale na równie ważnej pozycji. W porównaniu ze swoją głośną poprzedniczką w tej książce możemy dogłębnie analizować zachowanie głównego męskiego bohatera. Wiemy dlaczego targają nim określone żądze, co czuje w danej chwili, jak postrzega zachowanie Summer i jakie są jego pragnienia.

Kolejna różnica, który nasunęła mi się po przeczytaniu jej to dobór słownictwa. W porównaniu do swojej rywalki tu dobór słów jest rzeczowy, a tematyka konkretna i rozbudowana z prawdziwymi faktami. Momentami mogłabym się przyczepić do ciut długich opisów, ale to naprawdę minimalny niuans. Jak dla mnie to nie jest wyssana z palca opowieść, tylko dość kontrowersyjne życie. Zupełnie nie rażą mnie wulgaryzmy, których dość sporo się tu nazbierało. Jeżeli ktoś sięga po książkę dla dorosłych z kategorii erotyka do tego o tematyce sado - maso, to musi się z nimi liczyć i zdawać sobie z nich sprawę. Wręcz nie wyobrażam sobie by ich nie było, lub by były zastąpione tak jak w przypadku Greya słowami "kurka wodna" bądź "Święty Barnabo".

Niestety według mojej subiektywnej oceny, tematyka ta wielu kobietom nie przypadnie do gustu i książka nie znajdzie zbyt wielu zwolenniczek. Nasze społeczeństwo jest dość zaszufladkowane, kobiety mimo że robią kariery zawodowe, to w dużej mierze nie chwalą się swoją indywidualnością. W sytuacjach łóżkowych wydaje mi się, że stanowią tą bierną stronę. Ile kobiet otwarcie powie że ma wibrator i z niego korzysta? Ile kobiet odwiedza strony pornograficzne? A ile otwarcie przyzna się do masturbacji? Zapewne znikoma ilość. A tutaj mamy tematykę sado - maso, która do lekkich odmian seksu na pewno nie należy. Ciężko będzie takim kobietom zrozumieć główną bohaterkę, która nie tylko lubi być poddawana chłostom, stawiana w roli usłużnej i uległej i wystawiana na widok publiczny. A niestety wielu czytelników lubi utożsamiać się z bohaterami.  A szkoda... Gdyż według mnie każda inność nas czegoś uczy. Skłania do przemyślenia i zastanowienia się nad swoim własnym intymnym życiem.

Przeczytanie tej książki na pewno nie sprawi, że będzie to czas stracony. Nie czyta się jej lekko, ale tematyka też nie jest lekka, więc jak dla mnie może być. Z pewnością sięgnę po tom drugi powieść, by przekonać się jak potoczyły się ścieżki Summer i Dominika.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz