niedziela, 27 stycznia 2013

"Nowe oblicze Grey" E L James

Panie Grey ... Pani Grey .... Panie Grey .... Pani Grey .... Panie Grey... i tak na okrągło przez ponad 600 stron. Normalnie momentami nie dało się czytać, ciągle tylko powtórzenia. Nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę że to koniec tej serii. Już dawno tak długo nie czytałam książki. Ale zupełnie nie przykuła mojej uwagi, a momentami miałam ją ochotę zostawić i nie kończyć.

Rozumiem potrzebę kobiet do czytania romansów, ja sama staram podążać się drogą literatury erotycznej, która obecnie zdominowała kobiecy rynek prasowy. Nigdy nie wiadomo, gdzie człowiek znajdzie natchnienie i inspirację. Ale zupełnie nie rozumiem jak taka książka mogła stać się bestselerem, o którym się na okrągło mówi i pisze. Tytuł ten pojawia się ostatnio na okładce każdej książki po którą sięgam, i po trzech seriach nadal nie potrafię stwierdzić dlaczego?

Po przeczytaniu pierwszej części, dość szeroko rozreklamowanej czułam niedosyt, rozczarowanie. Druga część, o dziwo... zaskoczyła mnie, na plus. Myślałam że tak będzie z kolejną częścią. Niestety okazało się że trzecia, ostatnia część jest jeszcze gorsza niż pierwsza. Czytałam ją i czytałam i końca nie było widać.

Czy chcecie wiedzieć co się wydarzyło? Zupełnie nic, czego nie można by było przewidzieć po drugim tomie. Główni bohaterowie zupełnie się nie zmienili, no może trochę Grey. Anastazja, jest tak samo beznadziejna jak była wcześniej. Jest nudna, oklepana i mdła... Jak można zupełnie nie mieć zdania i tak pod porządkować się mężczyźnie?  O ile w pierwszym tomie osoba Christiana przyciągała, trzymała w napięciu i zmuszała do myślenia, to z każdym kolejnym było coraz gorzej. Niby w trzecim mamy poznać tą nową, lepszą twarz naszego bohatera. Szukajcie to może znajdziecie, bo mi się nie udało. Wolałam go poplątanego i z wieloma odcieniami, gdyż stanowił jakąś atrakcję i zaskoczenie.

Ta część zaczyna się od monotonnej podróży poślubnej, po czym do połowy musimy się zmierzyć z nudnymi opisami zbliżeń seksualnych. Następnie ciąża Anastazji i pięć kartek opisujących jej porwanie. I to cała fabuła książki. Nawet korespondencja mailowa między bohaterami w żaden sposób jej nie obroniła. A nagminnie powtarzające się słowa np. Kurka wodna, zastąpiono tym razem słowem ku...a, które w ustach Anastazji brzmi beznadziejnie.

Moja znajoma powiedziała, że książka ta jest strasznie romantyczna i bardzo jej się podoba. Gdzieś na którymś z forum przeczytałam, iż niektóre osoby, z dużym naciskiem na kobiety czytały tę serie po 8 razy. Szczerze. Nie wyobrażam sobie tego. Potrafię zrozumieć, że w każdej z nas drzemie potrzeba znalezienia księcia, który spełniał będzie nasze zachcianki i gdzieś głęboko drzemię pragnienie bajkowego życia. Może dlatego bogaty Christian kreuje się na takiego księcia z bajki, i tak jest odbierany przez wiele czytelniczek. Innego wytłumaczenia znaleźć nie potrafię. Nic więcej nie przychodzi mi do głowy.

Chcecie czy nie, ja jednak zostanę przy swoim księciu z dzieciństwa, który towarzyszył Ariel - Małej Syrence z bajki Walta Disneya. A trylogii Greya odradzam wam definitywnie. 

czwartek, 17 stycznia 2013

Olivia Cunning "Za sceną"

Muszę przyznać, że jak dla mnie najlepsza w tej książce to okładka. Brzuszek tego faceta zaprasza do dotykania, a ten kaloryfer... Nic dodać, nic ująć... Niepotrzebne mu tylko te dwa pierścienie na palcach, ale ideały rzadko się zdarzają. Szkoda tylko, że bohater przedstawiony w książce, zupełnie nie odpowiada temu na okładce. Jedyne co się zgadza to gitara, ale popatrzcie i oceńcie same... 

Mnie ta książka zupełnie nie ruszyła, to zdecydowanie nie moje klimaty. Jakoś nie kręcą mnie chłopcy pokroju Briana, gitarzysty słynnego zespołu Sinners. Po pierwsze, jak może być pociągający facet malujący sobie paznokcie lakierem na czarny kolor, do tego oczy czarną kredką?

Plusem na pewno jest fakt że Brian nie jest kolejnym dżentelmenem pokroju Greya. To młody, zbuntowany chłopiec korzystający z życia nad wyraz beztrosko. Ciągle w trasie ze swoimi kumplami z zespołu, codziennie w innym miejscu dając koncert, zawsze otoczony tłumem fanek, które by znaleźć się w pobliżu gotowe są na wszelakie poświęcenia. A muszę przyznać, że czytając tę książkę autorka miała naprawdę wysoce rozwiniętą wyobraźnię. Szczególnie przy scenach erotycznych, których w tej książce nie brakuje. 70 procent zawartości to seks, a reszta to mało rozbudowana fabuła. Ale to moja subiektywna ocena.

Kolejnym małym plusem jest główna bohaterka, Myrna Evans, która w tym związku przejęła pałeczkę i założyła spodnie. Wykształcona seksuolog, do tego z dużym bagażem po nieudanym małżeństwie zamierza unikać uczuć, przestała wierzyć w miłość a faceci w jej życiu mają być na jeden raz. W trakcie trasy koncertowej z zespołem doświadcza wielu  niecodziennych wrażeń. Jej światopogląd się przekształca, a jak  sama twierdzi "Umysł otwiera się na niecodzienne doświadczenia".

Według mnie ta książka ma określone wiekowo odbiorczynie. Zdecydowanie jest od osiemnastu lat, gdyż momentami sceny erotyczne są dość kontrowersyjne. Natomiast przypuszczam, że granica wiekowa zamykająca przedział to około dwadzieścia osiem/ trzydzieści lat. Główną przyczyną zawężającą jest fabuła. Przypuszczam że większość mężatek z potomstwem lub bez będzie pod wrażeniem Christiana Greya, a nie Briana- rockmena.

Pełna podziwu jestem opisów scen erotycznych bez używania wulgaryzmów. Pani James zdecydowanie nie wyszło natomiast tutaj się to udało. Olivia Cunning w sposób wysoce obrazujący udowodniła po prostu, że można. A całość nie jest monotonna.

Choć książka nie za specjalnie przypadła mi do gustu, to mimo wszystko polecam abyście ją przeczytały i potraktowały jako poradnik lub inspirację. Życie mamy jedno, które w pełni należy wykorzystać w każdej sferze, w tej związanej z seksem także. Przesłanie jej jest jasne: Nie zamykajmy się w czterech zakompleksionych ścianach stereotypu tylko otwórzmy się na nowe możliwości określając swoje granice względne i bezwzględne.

środa, 9 stycznia 2013

Gina L. Maxwell "Edukacja Kopciuszka"



Już dawno nie zdziwiła mnie okładka do książki. A tu proszę doczekałam się zaskoczenia. Dlaczego? Spójrzcie same... Obok, jak zawsze umieściłam zdjęcie okładki w polskim wydaniu. I co wam się nasuwa od razu. Czy któraś z was sięgnęłaby po książkę z takim babcinym butem? Czy pamiętacie okładkę z książki "Dotyk Crossa"? Tam to była szpilka, która od razu nasuwa wiele skojarzeń i pobudza wyobraźnię, ale uwierzcie mi na pewno nie ten klapek...

I musicie mi uwierzyć, że dopiero po przeczytaniu tej książki ta okładka, a w szczególności ten bucik nabiera sensu. Tego sekretu wam jednak nie zdradzę, aby go rozszyfrować będziecie musiały zanurzyć się w tej lekturze. A muszę przyznać, że moim drugim miłym zaskoczeniem tej książki była fabuła. Powoli robi się na rynku przesyt nie tylko Christianem Greyem i wszystkimi miliarderami lubiącymi dominację ale także i kobietami, które podczas seksu lubią być bite i poniewierane. Nie ukrywam, że po informacji na okładce, odnoszącej się do "Pięćdziesięciu twarzy Greya", myślałam o podobnej tematyce. A tutaj mamy spokojną opowieść na zimowy wieczór.  Brak w niej wulgaryzmów, dominacji i bohaterów przepełnionych patologiczną przeszłością.

Tu mamy młodą rozwódkę Lucie Miller, która niestety po fatalnym małżeństwie i kiepskich doświadczeniach z facetami ma niską ocenę swojej osoby. Nie wierzy w siebie i swoją atrakcyjność. Zwyczajna szara myszka. Potajemnie do tego podkochuje się w koledze z pracy. Na przeciw niej postawiony zostaje Reid Andrews, kolega jej brata, przystojny zawodnik MMA, którego kariera zbliża się ku końcowi. Każde z nich boryka się ze swoim własnym problemem, więc wzajemnie postanawiają sobie pomóc. Reid ma nauczyć Lucie uwodzenia, by mogła zauroczyć swojego kolegę z pracy, natomiast ona z uwagi na fakt, że jest rehabilitantką, ma pomóc mu w wyleczeniu ramienia do zbliżającej się walki. Przez jeden wspólny miesiąc, który przeżyją razem wiele się wydarzy... Wiele się nauczą, a jeszcze więcej doświadczą.

Nie chcę opisywać wam całej książki, ale musicie uwierzyć mi na słowo opowieść jest słodka, jak mówi tytuł bardzo bajkowa. Oczywiście jak to w bajce na pewno nie zabraknie wystawnego przyjęcie i nieodzownego zagubionego pantofelka. Książka jest typem romansidła harleqinowego, więc osobom w różnej kategorii  wiekowej powinna przypaść do gustu. Niesie ze sobą również morał, z którego najważniejszą kwestią jest wiara w siebie. Czyta się przyjemnie i miło. Szybko wciąga, czasami dobra jest taka lekka lektura. Zobaczcie same, kończy się iście bajkowo.        

    

sobota, 5 stycznia 2013

Vina Jackson "Osiemdziesiąt dni niebieskich"

Jak dla mnie fabuła tej książki jest ekscytująca i pouczająca. Zdecydowanie porusza tematy które na co dzień są tematami tabu i niewiele par o nich mówi. A o realizacji nie ma w ogóle mowy. Szczerze powiedziawszy ja tak daleko też bym się nie posunęła z moim partnerem, ale przypuszczam że jest grono ludzi którym takie zabawy odpowiadają.

Nie zmienia to faktu  że jak dotąd, to jedna z najmocniejszych książek jakie czytałam. Tu nie ma mowy o bogatym królewiczu, który spędza zachcianki swojej kobiety. Tu nie ma kobiet, które twierdzą że z jednej strony chciałyby, ale z drugiej się boją. Tu mamy dużo, mocnego i ostrego bzykania. Do tego realne miejsca, realne spotkania i nad wyraz realne opisy zbliżeń seksualnych, tworzą powieść psychologiczną, po przeczytaniu której otwiera się wiele ciemnych ścieżek miłości.

Jak dla mnie wielkim plusem tej książki jest fakt, iż żadne z głównych bohaterów, czyli Dominik i Summer, nie było molestowanych ani krzywdzonych w dzieciństwie. Nie wchodzą w dorosły świat z bagażami z przeszłości, który ostatnio jest dość często poruszanym i modnym tematem. A który ma za zadanie usprawiedliwiać, takie a nie inne podejście do seksu.  To jest ich świadomy wybór, który  sprawia że nie tłumaczą się z tego dlaczego tak robią i co ich tak ukształtowało. Robią po prostu to co sprawia im przyjemność i z czego czerpią satysfakcję. A dla mnie to powinno być najważniejsze. Żadne z nich krzywdy sobie nie robi, wszystko odbywa się za obopólną zgodą, więc tylko po zazdrościć.

Muszę przyznać, że w tej części kilka scen erotycznych mnie zaskoczyło. Nie przypuszczałam że istnieją kursy kneblowania linami. Poza tym kilka scen było naprawdę mocnych. Nie mogę porównać jej do żadnej innej przeczytanej książki, i to jest jej wielki plus. Ile razy można czytać o sobowtórach Christiana Greya i tej samej opowieści?

Te główne postacie są niepowtarzalne i realistyczne. Summer młoda skrzypaczka, wchodząca na ścieżkę kariery, która szuka inspiracji w seksie i zaspokojeniu. Próbuje odnaleźć swoją ścieżkę w życiu, błądząc i popełniając błędy, ale z drugiej strony tak to już w tym życiu jest. Nigdy nie docenimy tego co łatwo przyszło nam osiągnąć. Dlatego każdy dzień jest dla nas walką. Tak samo ona próbuje poukładać sobie wspólne życie z Dominikiem, który sam do końca nie wie czego chce.

Nie jest to na pewno łatwa lektura. Nie czyta się tego tak lekko jak wspomnianego Greya, ale po przeczytaniu otwiera się przed nami okno ukazujące inne oblicze seksu. To ciemne rewiry, o których istnieniu wiele z nas nie wiedziało i których nie rozumiało. Może dzięki tej książce przychylnie społeczność spojrzy na ludzi, którzy są trochę inni niż reszta. Obecnie indywidualność jest na topie, tylko ciekawe jak długo jeszcze?

Polecam ją do przeczytania, a tak apropo treści to mam ogromną nadzieję, że w kolejnej części ścieżki Dominika i Summer skrzyżują się ze sobą.  

wtorek, 1 stycznia 2013

Sylvia Day "Dotyk Crossa"

Długo się zastanawiałam jak opisać tę książkę. To już któraś z kolei wersja "Pięćdziesięciu twarzy Greya". Na szczęście ta jest o wiele lepsza, pokusiłabym się o stwierdzenie, że ciekawsza od swojej poprzedniczki.

Opis zacznę od podobieństw, a tych jest sporo. Po pierwsze męski główny bohater: bogaty, młody, przystojny, atrakcyjny, w seksie nie zjednany, w łóżku dominator z ogromem demonów z przeszłości. Każda kobieta zwróciłaby na niego uwagę, taki jest właśnie Gideon Cross, odbicie lustrzane Christiana Greya.

Trochę inaczej ma się główna bohaterka. Poza faktem że Eva jest młoda i w  łóżku lubi być uległą, nie jest podobna do Anastazji. A to oczywiście jest dużym plusem. W tej książce bohaterka jest dopracowana, podobnie jak jej towarzysz ma swój bagaż nie najlepszych doświadczeń z przeszłości. Najważniejsze, że nie jest idealna. Tak jak każdy z nas ma swoje wady i zalety. Ma swoje koszmary z którymi musi walczyć, popełnia błędy, gdyż nikt nie jest nie omylny. W taką bohaterkę łatwiej jest uwierzyć, a tym bardziej się z nią utożsamić.
 
Mimo podobnych bohaterów, i wręcz lustrzanej fabuły, ta książka jest zdecydowanie lepiej napisana. Bohaterowie, zarówno Eva jak i Gideon, oraz rzesza postaci drugoplanowych są bardziej kompletni i realistyczni w walce ze swymi słabościami. Dzięki opisom zastosowanym przez autorkę możemy zagłębić się w historię każdego z nich bez większego problemu.

Zgadzam się w stu procentach ze stwierdzeniem że jest to powieść wyszukana, prowokacyjna, podniecająca, głęboko erotyczna i napędzana seksem. Tu znajdziemy nie tylko bogatego królewicza, który będzie spełniał każde zachcianki naszej głównej bohaterki. Ta książka ukazuje życie nie tylko z tej białej strony, ale zahacza o te czarne kręgi. Przez swoich bohaterów pokazuje ona jak walczyć z przeciwnościami losu. Mówi o tym, że kobieta molestowana w dzieciństwie, ma prawo także cieszyć się z seksu i życia. Ukazuje jeden ze sposobów na budowanie zaufania, a chyba najważniejszym przesłaniem jej jest nieskończona wiara w miłość, w związek dwóch osób z problemami, który z góry wydaje się być skazany na porażkę.

Nie wiemy jak się potoczą losy głównych bohaterów. W pierwszej części schodzą się i rozchodzą. Walczą ze sobą i się kochają. Zdecydowanie polecam ją przeczytać. Raczej nie powinnyście się zawieść. Czyta się ją łatwo i już po pierwszym rozdziale wciąga bez pamięci. Z niecierpliwością czekam na drugi tom przygód Evy i Gideona.