czwartek, 14 lutego 2013

Sylvia Day "Płomień Crossa"



Czy dwoje życiowych rozbitków zasługuje na miłość? Czy miłość taka jest realna i czy w ogóle istnieje? Mogłabym nakreślić wiele jeszcze takich pytań, i to nie tylko w kontekście głównych bohaterów, ale również samego pojęcia miłości, która była, jest i będzie. Niewątpliwie na jej temat powstało wiele rozpraw, eseji i książek. Mam nadzieję że każda z was przynajmniej raz się zakochała lub dopiero doświadczy tego uczucia, gdyż jak sceptycznie twierdzi nasz główny bohater: Miłość się kończy. Ludzie potrafią bez niej żyć, dochodzą do siebie po jej utracie. Najważniejszy jednak wniosek to fakt, że należy się każdemu, w jednakowej mierze... 

Tak czy inaczej, Gideon i Eva dalej walczą z rosnącymi problemami, nadal nie widać między nimi przysłowiowego happy endu, a wręcz w ich życie wkrada się tsunami... Ale może tak po kolei zacznę... i trochę o moich wrażeniach po przeczytaniu....

Przede wszystkim najważniejszy jest fakt, iż druga część mnie nie zawiodła. Utrzymana w podobnym tonie, co jej poprzedniczka, trzyma w niepewności do samego końca... Przyczepiłabym się lekko do początku troszkę monotonnego, ale nic poza tym mi się nie nasuwa. A nudny start rekompensuje rozwinięcie i zakończenie tego tomu. Dopracowana fabuła pozwala zapomnieć o bożym świecie i zagłębić się w problemy naszych bohaterów... a tych na pewno tutaj nie brakuje. Eva z Gideonem nadal szukają sposobu na poradzenie sobie z demonami przeszłości. Wspólnie uczęszczają na terapie dla par. Podejmują walkę i próbują walczyć. Na drodze ich szczęściu staje dawny kochanek Evy, który wprowadzi troszkę zamieszania. Oczywiście o sobie nie da zapomnieć również dawna narzeczona Gideona, która również będzie próbować zakłócić ich związek. Jednak o najważniejszej nowej postaci i jej roli nie wspomnę, gdyż zepsułabym wam efekt zaskoczenia.     

Rozstania i powroty, wzloty i upadki, tego tutaj na pewno nie zabraknie. Momentami irytowało mnie rozwiązywanie wszelkich ich problemów za pomocą seksu, bądź całonocnego bzykania. A uwierzcie, scen erotycznych jest tu mnóstwo,a oni bzykają się jak króliki. Zdecydowanie jest ona przeznaczona dla tej dojrzalszej młodzieży, jak nie pełnoletniej.

Podobało mi się przedstawienie kwestii zaufania do drugiej osoby oraz wiary w tę że osobę. Przydałoby się one wielu parom w realnym życiu. Uważam, że naszemu społeczeństwu brakuje obecnie zaangażowania i skupienia uwagi na tej drugiej osobie. Poświęcamy czas sobie, swoim karierom, dzieciom, zapominając o tej drugiej połówce, bliskiej naszemu sercu. Nie pielęgnujemy naszych uczuć małymi nawet uczynkami, a o dużych nie wspomnę. Biegnąc w wyścigu, zatracamy się sami i poświęcamy to, co kiedyś było sensem naszego życia. A wracając do książki, podoba mi się miłość Gideona i Evy. Przede wszystkim za to, że nie jest idealna. Jest chaotyczna, niezdyscyplinowana, i nieobliczalna, ale jest też gorąca, namiętna, pełna pasji i pożądania. Czytając momentami zazdrościmy naszej bohaterce takiego partnera.

Książka przyciąga do siebie także prostym językiem, dzięki któremu z łatwością przeskakujemy ze strony na stronę, a czas nam szybko ucieka. Zatracamy się w niej, dopingując Evie i Gideonowi.

Jak dla mnie, to jedna z lepszych serii o tematyce erotycznej, która obecnie dominuje na rynku czytelniczym. Zarówno pierwszy jak i drugi tom napisany jest na wysokim poziomie, i już z niecierpliwością czekam na kolejny- trzeci. W skali od jednego do dziesięciu daję jej mocne  dziewięć punktów i czekam na więcej....

Miłego czytania życzę... Na prawdę warto....


8 komentarzy:

  1. Trochę podobnie to wszystko brzmi do trylogii o Greyu. Chyba mamy nowy trend w kobiecej literaturze. Tylko patrzeć, jak wampiry i wilkołaki zostaną wyparte przez potomków K. Basinger i M. Rourke'a z 9 i pół tygodnia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wampiry, wilkołaki i inne zmiennokształtne istoty już szybko nie powrócą, a literatura erotyczna niedługo też straci swój urok, więc ja na razie czytam tej tematyki sporo.

    Odnośnie książki, to zdecydowanie dla mnie ta jest lepsza od Greya. Bardzo żałuję że przeczytałam tamtą jako pierwszą.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się ze wszystkim, co napisałaś. co do dużej ilości seksu, ja po prostu to omijałam. przez to, że tyle tego było w Grayu i tak naprawdę te sceny są wszędzie w ten sam sposób opisywane. ja czytajac crossa zwracam też uwagę na inne postacie, jak Cary, młodsza siostra Gideona albo szefa- Marka.

    OdpowiedzUsuń
  4. dokładnie tak. książka jest wielowątkowa i nie trzeba się skupiać koniecznie na głównych bohaterach.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnie bardziej w tych książkach interesuje psychologia tych osób.
    W Greyu na przykład większość osób zauważa tylko erotykę, a mało kto zwraca uwagę na to jak Christian się zmienia, jak przezwycięża swoją niechęć do siebie, do dotyku, do miłości..
    Nie wiem jak można porównywać w ogóle Crossa do Greya, według mnie obie książki są bardzo dobrze napisane. Ale są to dwie zupełnie różne książki. Najbardziej mi się nie podoba, że większość teraz książek erotycznych ma przyklejone (wydrukowane) kółko z napisem "bardziej seksowne niż pięćdziesiąt twarzy Grey'a" itp. Takie porównywanie książek tylko odstrasza.
    Co do Crossa, to książka bardzo wciąga, jest o tyle lepsza, że jest opisane życie nie tylko głównych bohaterów, ale i wiemy co się dzieje u innych osób. Książkę ta czyta się bardzo przyjemnie. Ale ja bym jej w ogóle nie porównywała Grey'a.
    A co do książek erotycznych, to polecam "Edukacje Kopciuszka", "Przeznaczona do gry", "Na każde jego żądanie", serię "osiemdziesiąt dni" może trochę mniej, ale jak ktoś nie ma co kupić, ani co czytać, to po tą książkę też można sięgnąć.
    "Za sceną" i "Ostra gra" są to bardzo przyjemne książki ale jest w nich prawie sam sex, więc polecam do poczytania w domu, dla osób które lubią czytać tylko o tym :)
    "Trzy oblicza pożądania" - ta książka jakoś specjalnie mi się nie podobała, ale jak by ktoś chciał ją przeczytać, to z tego co widziałam jest możliwość ściągnięcia na chomiku, ja żałuję, że wydałam na nią pieniądze...
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. widzę że mamy trochę odmienny gust czytelniczy. z tych książek, które zostały wymienione nie czytałam tylko "przeznaczona do gry".

    Masz rację, że w Greyu zupełnie nie zwróciłam uwagi na psychologie głównego bohatera, ale może dlatego że ona na prawdę mnie nie urzekła, wręcz ostatni tom definitywnie mnie odstraszył.

    Gideona lubię i czuję tą postać, Christiana natomiast nie. Ale tu znowu kolejne porównanie.

    Cieszę się że zajrzałaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co prawda, to prawda. Każdy ma odmienny gust.
      Co do tego się zgodzę, o wiele bardziej czuję Gideona niż Christiana. Chociaż w wielu miejscach mówią odwrotnie, że Grey jest o wiele lepszą Trylogią. Ja się z tym nie zgadzam.


      Jeszcze poleciłabym do tego co pisałam, nową serię "Namiętność po zmierzchu" nie wiem co się wydarzy dalej, ale pierwsza część jest nawet interesująca.
      A jeśli chodzi o "Szczęśliwą zamianę", to mi się podobało, ale przede wszystkim dlatego, że lubię romanse :)

      Usuń
  7. Mam właśnie zakupioną Namiętność po zmierzchu, ale jeszcze do niej nie sięgnęłam. Dziś kończę "piekło Gabriela"- cudna opowieść...

    Jeszcze dziś postaram się zebrać swoje wrażenia, ale już polecam

    OdpowiedzUsuń