To pierwsza pozycja z nowszych na mojej prywatnej liście czytelniczej. Opróżniałam powoli swoje zaległości, ale dla kilku pozycji postanowiłam sobie zrobić wyjątek. Tą pozycję przeczytałam szybko, bo wciąga. Ale na język ciągnie się od razu taka piosenka Maryli Rodowicz "Ale to już było...". I to nie raz, nie dwa. A odpowiedź jest bardzo prosta.
Książek z podobnymi bohaterami mam już na swoim koncie kilka. Grey, Cross, Stark i do ich szeregu dołącza teraz Colton wszyscy ci zaliczają się do mega przystojnych i niewątpliwie bogatych bohaterów pierwszoplanowych. Każdy z nich boryka się z demonami swojej przeszłości. Kobiety przemykają im przez życie tylko i wyłącznie na ich warunkach. U żadnego z nich w słowniku nie funkcjonuje słowo miłość. Do czasu, gdy na ich drodze pojawi się ta jedyna, która wywraca świat do góry nogami.
Zdarzają się mądrzejsze lub trochę głupiutkie te pierwszoplanowe bohaterki. Tutaj mamy przykład kobiety o dość mocnym charakterze, przynajmniej na początku książki. Rylee lubi kontrolować swoje życie i nie planuje w nikim się zakochać. A już nie wspomnę o aroganckim i pewnym siebie miliarderze, który jak to w takich książkach bywa nie jest typem mężczyzny, którego do tej pory wybierała. Ale wraz z rodzącym się uczuciem między bohaterami stopniowo maleje charakter naszej bohaterki. Dla mnie robi się już mniej zdecydowana i pewna siebie, przez co traci kilka punktów u mnie. Nasuwa mi się też od razu pytanie; Czy każdy facet musi tak tłamsić kobietę? Czy to działa obopólnie?
Niewątpliwie jest to lepsze wydanie, ale niestety strasznie podobne do "Pięćdziesięciu Twarzy Greya". Czytałam i w myślach odznaczałam punkty wspólne, a najlepszym przykładem jest odniesienie do "wewnętrznej dziwki" w tej historii, do jakże znanej "wewnętrznej bogini" Anastasii Grey. Dlatego też jeżeli komuś przypadł do gustu bestseller minionego roku to powinien zaopatrzyć się również i w tą historię. Jest lepiej napisana i milej się czyta. A na prezent walentynkowy dla ukochanej kobiety jak znalazł.
Niewątpliwie jest to lepsze wydanie, ale niestety strasznie podobne do "Pięćdziesięciu Twarzy Greya". Czytałam i w myślach odznaczałam punkty wspólne, a najlepszym przykładem jest odniesienie do "wewnętrznej dziwki" w tej historii, do jakże znanej "wewnętrznej bogini" Anastasii Grey. Dlatego też jeżeli komuś przypadł do gustu bestseller minionego roku to powinien zaopatrzyć się również i w tą historię. Jest lepiej napisana i milej się czyta. A na prezent walentynkowy dla ukochanej kobiety jak znalazł.
Mnie osobiście coś tutaj nie pasowało i Colton nie wyparł Crossa, który nadal jest moim ulubionym bohaterem takich romansów. Jednocześnie muszę też przyznać, że czytało się ją szybko i strona leciała za stroną. Więc nie byłabym uczciwa gdybym nie powiedziała że zakupię tom drugi, by dalej porównywać losy tych dwóch par. Nie będę też się długo rozpisywać, gdyż większość z was jak będzie chciała to sama się przekona, jak bardzo podobna jest do swej poprzedniczki.
Jedynie mogę poniżej podać linki do kilku podobnych pozycji z tego klimatu i życzyć miłej lektury:
7. Erika Leonard "Pięćdziesiąt twarzy Greya"
8. P O L E C A N E K O B I E T O M : "DRIVEN" Napędzani Pożądaniem K. Bromberg
8. P O L E C A N E K O B I E T O M : "DRIVEN" Napędzani Pożądaniem K. Bromberg
Oj, Grey nie przypadł mi do gustu, więc za ,,Driven" podziękuję. Nie mam ochoty na powtórkę z rozrywki.
OdpowiedzUsuńTa jest lepiej napisana, ale niewątpliwie to jego kopia i rozumiem cię doskonale. :-)
UsuńGrey a Driven...kobiety kochane różnica kolosalna...z Crossem pożegnałam się szybciutko..dno..ale cała trylogia Driven powala...jak dla mnie na pierwszym miejscu...Polecam z czystym sumieniem...powieść bardziej realna od pozostałych i ciekawie napisana
UsuńGray i ja nie zdołaliśmy się dogadać, z Crosem spotkanie było krótkie i nijakie, więc raczej i ta pozycja nie ma większych szans. Chyba przejadły mi się podobne historie. Nie dość, że w kółko bazują na jednym i tym samym, to jeszcze irytują pustymi bohaterami.
OdpowiedzUsuńMnie Cross nie drażni może dlatego że mam sentyment do autorki, natomiast Grey już tak. A cała historia z kupnem biletów do kina na wersję kinową normalnie mnie rozśmiesza
Usuń