środa, 21 listopada 2012

Erika Leonard "Pięćdziesiąt twarzy Greya"



Zanim sięgnęłam po tę pozycję, przeczytałam wiele komentarzy. Jedne pozytywne inne negatywne... Ale większość nakłaniała do jej przeczytania, więc tak też zrobiłam.... Czytało się lekko i przyjemnie. Kolejne części też przeczytam, ale tylko z ciekawości, gdyż nie zostanie ona moją ulubioną powieścią. Dlaczego wzbudziła ona taką sensację? Nie mam zielonego pojęcia. Czytałam bardziej kontrowersyjne powieści z ciekawszą akcją i ciekawszymi bohaterami. Ale może zacznę od początku....


Dla mnie to współczesna bajka o Kopciuszku, choć o dziwo zakończenia jeszcze nie znam. Pewnego dnia przypadkowo spotyka się Anastacia Steel z Christianem Grey. Dwójka głównych bohaterów od razu przypada sobie do gustu. Ona podobno piękna, ale niezdecydowana, bezbarwna, po prostu szara, i o dziwo z każdym rozdziałem coraz bardziej denerwująca. On milioner, piękny aż dech zapiera z bagażem doświadczeń z przeszłości. Razem postanawiają stworzyć związek. Ale nie taki klasyczny. Milioner Grey ma obsesję na punkcie kontroli i władzy. Przedstawia pannie Steel umowę, w której to ona będzie grała rolę uległej dla swego pana.

Jeżeli chcecie się dowiedzieć co zrobi główna bohaterka, to przeczytajcie. Jeżeli nie chcecie to też wiele nie stracicie nie zaglądając do środka.

Strasznie w tej powieści raziło mnie słownictwo, ciągłe powtórzenia i ubogi język samej pisarki. Sceny łóżkowe są bardzo wyidealizowane, a dialogi między głównymi bohaterami po prostu nudne. W społeczeństwie krąży ona jako erotyczna powieść dla kobiet. Ale czy tak powinna być kategoryzowana? Do końca nie jestem przekonana.  Tak naprawdę to zastanawiam się jakie kobiety po to sięgną. Ja nie mam nic do takich zabaw, ale niestety nasze społeczeństwo jest dość konserwatywne, i każda inność jest nietolerowana. Czy ta książka stanie się poradnikiem dla kobiet pragnących urozmaicić swoje życie seksualne (takie stwierdzenia słyszałam)? Na pewno nie, gdyż nic nowego nie wniosła. Kajdanki, pejcze i inne zabawki już wielokrotnie przebijały się w literaturze. Więc autorka nie jest żadnym prekursorem.

Na zakończenie mogę powiedzieć, że nie mam zielonego pojęcia, dlaczego sprzedano aż tyle egzemplarzy tej powieści i w czym tkwi jej fenomen. Może jeżeli po nią sięgniecie to do jakichś wniosków dojdziecie. Mi już się nie chce nad nią zastanawiać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz